Część amerykańskich polityków (zależnie od pory dnia/cyklu księżyca/aktualnej narracji Fox News lista ta może zawierać lub nie zawierać obecnego prezydenta kraju) utrzymuje, że wprowadzania obostrzeń społecznych mających ograniczyć przemieszczanie się obywateli i doprowadzić do częściowego zamknięcia populacji na kontrolowanym obszarze są sprzeczne z amerykańskim etosem publicznym. Maciej Jarkowiec pokazuje, że są to środki historycznie przećwiczone i bardzo cenione przez władze, kluczowe jest jednak to, przeciw komu się je stosuje.
Doświadczenie izolacji dotyka społeczeństwa do niej nieprzyzwyczajone do niedrożności społecznych przepływów w różnym, ale porównywalnie dotkliwym stopniu. Przypadek zdecentralizowanych (gdy jest to wygodne dla władzy federalnej) Stanów Zjednoczonych jest jednak na tle chociażby Europy instruktywny. W przeciwieństwie do w miarę zdecydowanej reakcji państw zarządzanych bardziej centralnie, administracja prezydenta Trumpa niejako umyła ręce i pozostawiła decyzję o “zamykaniu” społeczeństwa w rękach gubernatorów poszczególnych stanów, co doprowadziło oczywiście do znacznej niejednorodności wśród lokalnych prób opanowywania wirusa. Przywiązanie do amerykańskiej cnoty nieograniczonej wolności (warto by dopisać kilka zastrzeżeń dotyczących akceptowalnych form tej wolności, ale będzie o tym później) kłóci się, jak powiadają bardziej oporni włodarze (głównie południowych) stanów, z praktykami ograniczania, zamykania i kontroli przemieszczania się ludności przez władze. Słysząc, kilka istotnych demograficznie segmentów amerykańskiej populacji mogłoby poumierać ze śmiechu, gdyby nie fakt że aktualna polityka społeczna USA sprawia, że bardziej prawdopodobna jest ich śmierć z powodu zakażenia wirusem. W dzisiejszej odsłonie Izolacji w kulturze zajmiemy się książką, która opisuje jedną z tym grup – rdzennych Amerykanów.
Wojownik
Choć podtytuł reportażu Jarkowca sugeruje, że mamy do czynienia z książką historyczną opisującą najbardziej zmitologizowany okres amerykańskiej historii, którego rozliczne kinowe interpretacje i reinterpretacje do dziś stanowią niezły probierz postaw i dyskursów społecznych (jakże inny jest Dziki zachód Johna Wayne’a, Clinta Eastwooda/Franco Nero i Mario Van Peeblesa!), jest ona raczej pogłębioną biografią jednego człowieka, w dziejach którego autor ogniskuje historię całego narodu, czy raczej narodów. Russell Means, bo o nim mowa, przeszedł dziwaczną, ale przecież wcale nie tak nietypową w USA drogę od drobnego cwaniaka i alkoholika, przez rewolucjonisty i bojownika o prawa Indian, po mikrocelebrytę i aktora. Dość przygnębiające, ale znów przecież nie aż tak zaskakujące jest, że w mediocentrycznych Stanach wiele nekrologów zmarłego w 2012 roku Meansa mówiło o nim przede wszystkim o “aktorze z Ostatniego Mohikanina” (zagrał tam ojca głównego bohatera, Chingachgooka, niejedynego zresztą indiańskiego przywódcę w swojej karierze – głosu udzielił również wodzowi Powatanów w Pocahontas). Autor uczciwie wspomina także ten etap w bogatej biografii Meansa, jednak z oczywistych względów najwięcej uwagi poświęca mu jako (przypadkowemu) przywódcy bojowego Ruchu Indian Amerykańskich (American Indian Movement, A.I.M.).
Plemię
Ta, stworzona częściowo pod wpływem sukcesów walczących o prawa obywatelskie organizacji afroamerykańskich w latach 60., częściowo w reakcji na skandaliczną skalę dyskryminacji w rezerwatach organizacja miała jednak od początku bardziej bojowy charakter, przypominający raczej Czarne Pantery niż Konferencję Przywódców Chrześcijańskiego Południa, na czele której stał Martin Luther King. A.I.M. był ruchem wojowników nie tylko ze względu na awanturniczy charakter założycieli i przywódców (obok Meansa “kontrowersyjną” prawnie figurą jest też, wśród kilku innych, Dennis Banks), ale też etos oporu rdzennych mieszkańców kontynentu przeciw kolonizatorom. Jarkowiec zwraca uwagę, że nie da się całkowicie pominąć krewkiego charakteru pierwotnych organizatorów A.I.M.-u na kształt pierwszych “akcji” podejmowanych przez organizację (“założycielskim” wydarzeniem była okupacja opuszczonej wyspy więziennej Alcatraz), a także późniejszą, nieuniknioną przemoc w starciu z państwowym aparatem ucisku. Cały czas jednak podkreśla – i między innymi temu służą rozbudowane dygresje historyczne, owa “krótka historia Dzikiego zachodu” – że za ramy społecznego życia Indian odpowiadały warunki narzucone im przez kolejne amerykańskie rządy, raz po raz proponujące im nowe, niemal natychmiast zresztą łamane, traktaty, na mocy których Wrony, Lakota Oglala czy Czirokezi pozbawiani byli autonomii terytorialnej, więzi międzyplemiennych, a w końcu resztek tożsamości. O ile więc portret Meansa oraz pozostałych liderów A.I.M.-u, jaki kreśli Jarkowiec, daleki jest od hagiograficznego zapatrzenia w malownicze figury antykolonialnego oporu, autor wykazuje wiele zrozumienia dla ich metod i motywacji.
Szlak Złamanych Traktatów
O ile segmenty biograficzne i traktujące o najnowszej (autor dociera aż do protestów przeciwko budowie rurociągu prowadzącego przez cmentarzyska przodków Indian z rezerwatu Standing Rock w 2016) czyta się niezwykle ciekawie, zwłaszcza że autor kładzie wyraźny nacisk na ciągłość represji stosowanych przeciwko od XIX wieku po dziś, największą wartość dla polskiego czytelnika mogą mieć te części, w których dokumentowana jest ta dawniejsza, przemilczana w polskiej narracji historycznej o zawiązywaniu się państwa amerykańskiego skala społecznego ludobójstwa wymierzonego w rdzennych mieszkańców kontynentu. O ile gdzieniegdzie pamięta się u nas o Siedzącym Byku czy Szalonym Koniu i ich wojnach przeciwko rządowi, wspomina się także o celowym wywoływaniu ospy u członków plemion Delaware, Shawnee i Mingo poprzez rozdawanie zakażonych koców, nazwy takie jak Wounded Knee – gdzie regiment kawalerii otoczył i ostrzelał z dział konwój składający się z dzieci, kobiet i starców zmierzający do wzięcia udziału w wielkim Tańcu Ducha organizowanym przez millenarystycznego proroka Wowokę – mówi się dużo rzadziej lub wcale. Podobną zaletą Powrócę jako piorun jest metodyczny (choć oczywiście skrótowy) wykaz oszustw, kłamstw i zwykłych świństw, jakie stanowiły podstawę amerykańskiej polityki traktatowej wobec podporządkowanej populacji. Stanowi ona konieczny rewers oficjalnej narracji historycznej dla każdego, kto chce poważnie zrozumieć amerykańskie stosunki społeczne. Trzeba oczywiście zaznaczyć, że jest to praktyka od przynajmniej lat 70. systematycznie, naukowo realizowana w samych Stanach – tradycja historii krytycznej wydała tam, obok nadzwyczaj licznych opracowań szczegółowych dotyczących doświadczeń grup wykluczonych, dzieła tak monumentalne jak Ludowa historia Stanów Zjednoczonych Howarda Zinna (niedawno przetłumaczona i wydana nakładem Krytyki Politycznej). Dla osób przytłoczonych gabarytem tej pozycji książka Jarkowca będzie łatwo przyswajalnym i przystępnym wprowadzeniem do tej demistyfikatorskiej dziedziny dziejopisarstwa. Wprowadzeniem, warto nadmienić, nadzwyczaj przyjemnym w lekturze.
Maciej Jarkowiec, Powrócę jako piorun. Krótka historia Dzikiego Zachodu, Agora
Robert
Autor recenzji rekomenduje:
S. C. Gwynne, Imperium księżyca w pełni
Clavin Tom, Serce wszystkiego, co istnieje
Howard Zinn, Ludowa historia Stanów Zjednoczonych. Od 1492 do dziś